Niewątpliwie coraz liczniejsze pozytywne rozstrzygnięcia w sprawach kredytów frankowych motywują innych frankowiczów do podejmowania kroków prawnych w stosunku do banków, aby uwolnić się od zadłużenia. Oprócz tradycyjnych sposobów dochodzenia swoich praw, takich jak pozew o stwierdzenie nieważności lub o zapłatę oraz ewentualnie wcześniejsze zawezwanie banku do próby ugodowej, można się spotkać także z dość nietypowym rozwiązaniem.
Zaprzestanie spłaty kredytu frankowego
Obserwując nastroje frankowiczów na różnego rodzaju grupach i forach nie ulega wątpliwości, że ich cierpliwość już dawno się skończyła. Pomimo licznych obietnic uregulowania sprawy przez ustawodawcę, czy też nadziei na to, że banki zaczną oferować propozycje ugód, które uchronią przed długotrwałymi procesami, nic się w tym temacie nie zmieniło. W dalszym ciągu to frankowicz musi wyjść z inicjatywą, jeśli chce uzyskać rozstrzygnięcie w swojej sprawie. Coraz częściej jednak mamy do czynienia z postawą, którą można określić pół-żartem, a pół-serio „buntowniczą”, kiedy to kredytobiorca zamiast pozwać bank, przestaje spłacać raty kredytu i czeka aż to bank wypowie mu umowę i go pozwie.
Czy pozorne szaleństwo może się opłacać?
Jak najbardziej, należy jednak zdawać sobie sprawę z wszelkich ryzyk z tym związanych. Zaprzestając spłacania rat kapitałowo-odsetkowych zmuszamy bank do podjęcia inicjatywy. W pierwszej kolejności po licznych wezwaniach i telefonach z działu windykacyjnego, bank wypowiada umowę kredytu frankowego. W ten sposób cała kwota pozostała do spłaty staje się natychmiast wymagalna, a bank może żądać jej zwrotu. Następnie należy oczekiwać na otrzymanie z sądu pozwu o zapłatę lub nakazu zapłaty. W ramach wszczętego w ten sposób procesu w razie wykazania, że umowa kredytu frankowego zawierała klauzule abuzywne i była nieważna, sąd może oddalić powództwo banku.
Sam proces wygląda podobnie jak w przypadku spraw zainicjowanych przez kredytobiorców i wymaga podobnego nakładu pracy ze strony pełnomocnika – bez jego pomocy może się nie obyć, gdyż frankowicz jako pozwany musi przygotować odpowiednią linię obrony.
Może się również okazać, że oszczędność polegająca na braku konieczności uiszczania opłaty sądowej od pozwu (1 000 zł), ma charakter oszczędności jedynie pozornej. Jeżeli bowiem frankowicz nie wytoczy powództwa wzajemnego, a w konsekwencji nie pokryje ww. opłaty sądowej, nie będzie mógł żądać zwrotu nadpłaconej kwoty kredytu.
Należy zdawać sobie również sprawę z tego, że w razie przegranej zaistnieje konieczność zwrotu całej kwoty kredytu frankowego wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie. Jako że tego rodzaju postępowania trwają z reguły około jednego roku do dwóch lat, to kwota ta może urosnąć do znacznych rozmiarów.
Nie płacę i co teraz?
Samo zaprzestanie spłacania rat kredytu nie oznacza, że można spocząć na laurach i czekać beztrosko na reakcję banku. Po wypowiedzeniu umowy należy zacząć poszukiwania prawnika, który poprowadzi sprawę w sądzie. Nie można pozwolić na rozpoczęcie poszukiwań dopiero po otrzymaniu odpisu pozwu – wtedy bowiem sąd wyznacza 14 – 30 dni na złożenie odpowiedzi, a czas ten może okazać się niewystarczający do kompleksowego przygotowania odpowiedzi na żądania banku oraz odpowiedniej linii obrony. Warto też już w tym momencie dysponować zaświadczeniem o spłacie kredytu, aby móc przedłożyć go w postępowaniu. Natomiast najważniejsze jest odbieranie korespondencji z sądu oraz banku. Niestety wśród wielu osób pokutuje nadal błędne przekonanie, że jeśli list (np. odpis pozwu) nie został odebrany, to sprawa się nie zakończy, a wszczęcie egzekucji nie będzie możliwe. Przepisy przewidują jednak tzw. fikcję doręczenia. Oznacza to, że jeśli przesyłka nie zostanie dostarczona i odebrana, pomimo jej awizacji, to pozostawia się ją w aktach sprawy ze skutkiem doręczenia. Wtedy najczęściej o całej sprawie można dowiedzieć się, gdy jest już za późno – czyli w momencie, gdy komornik sądowy zablokuje środki na rachunkach bankowych lub zajmie wynagrodzenie za pracę.
Czy możliwa jest eksmisja?
Od zaprzestania spłacania rat kapitałowo-odsetkowych do eksmisji jest daleka droga. Trzeba jednak pamiętać tutaj o kilku kwestiach:
- dopóki bank nie uzyska prawomocnego rozstrzygnięcia w sprawie o zapłatę, nie będzie mógł skierować sprawy do komornika;
- bankowe tytuły egzekucyjne (tzw. BTE), którymi banki posługiwały się do niedawna również i w sprawach frankowych, straciły moc obowiązującą z dniem 1 sierpnia 2016 roku (po stwierdzeniu przez Trybunał Konstytucyjny, iż są niekonstytucyjne);
- za zobowiązania z umowy kredytowej odpowiada się co do zasady całym swoim majątkiem;
- w przypadku przegranej należy niezwłocznie spłacić całe zadłużenie – w innym przypadku bank może dążyć do zlicytowania zakupionego domu lub mieszkania przez komornika (pamiętajmy, że kredyt zabezpieczony jest hipoteką).
Podsumowując stwierdzić można, że każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy i to do klienta zależy ostateczna decyzja, na którą z opcji się zdecyduje. Niewątpliwie jednak zaprzestanie spłacania rat kredytu wydaje się drogą właściwą dla ludzi „o mocnych nerwach”, którzy nie boją się ryzyka lub dla tych, którzy po prostu nie mają innego wyjścia. Zdecydowana większość frankowiczów decyduje się mimo wszystko na bieżące spłacanie swoich rat i jednoczesne dochodzenie praw na drodze sądowej.
Jeśli masz wątpliwości co do treści swojej umowy lub rozważasz pozwanie banku skontaktuj się z nami, aby dowiedzieć się, jakie masz opcje.
Niniejszy wpis ma charakter jedynie informacyjny i nie stanowi porady prawnej.